6 kwietnia 1994 roku rozpoczęła się jedna z najbardziej przerażających rzezi w historii świata. W zaledwie 100 dni, zamordowano od 800 000 do 1 071 000 osób.
Rwanda jest niewielkim krajem leżącym w środkowo-wschodniej Afryce. Zajmuje powierzchnię 26 tys. km² i ma ponad 10 mln mieszkańców (pod względem powierzchni i populacji przypomina Belgię). Z gęstością zaludnienia przekraczającą 380 osób/km² jest jednym z najgęściej zaludnionych krajów Afryki.
Rwandę od wieków zamieszkiwały, i nadal zamieszkują, trzy grupy ludności: Hutu, Tutsi i Twa. Twa zawsze stanowili niewielki odsetek wszystkich mieszkańców, dlatego nigdy nie mieli wpływu na losy kraju. Hutu i Tutsi, jako dominujące grupy rządziły na zmianę.
Według historyków, Hutu i Tutsi to dwie odmienne grupy etniczne różniące się od siebie wyglądem m.in.: Tutsi są wyżsi, mają jaśniejszą skórę oraz posiadają węższe nosy. Tutsi uważani są za potomków wojowników, którzy dawno temu najechali ziemie należące do Hutu. Grupy te od zawsze pałały do siebie nienawiścią.
Inna, mniej popularna teoria głosi, że wszyscy mieszkańcy Rwandy stanowili jeden naród. Hutu i Tutsi posługiwali się tym samym językiem, mieli te same tradycje oraz mieszali się ze sobą w związkach małżeńskich. Podział na Hutu i Tutsi wynikał wyłącznie z wykonywanej profesji. Osoby trudniące się uprawą roli nazywano Hutu, a hodowców bydła Tutsi. Obie grupy żyły ze sobą w zgodzie, aż do momentu przybycia Europejczyków. Ich życie zamieniło się w piekło pod koniec XIX wieku, kiedy to Rwanda została niemiecką kolonią.
Po I wojnie światowej, na mocy traktatu wersalskiego, Niemcy oddały Rwandę Belgii, która w swoim posiadaniu miała już sąsiednie Kongo. Belgowie byli bezlitośni, ze swoimi koloniami obchodzili się okrutnie. Grabili je niemiłosiernie, a rdzenną ludność traktowali jak zwierzęta. To właśnie oni podzielili mieszkańców Rwandy na lepszych i gorszych, choć sami Belgowie uważają, że kontynuowali jedynie politykę uprawianą przez Niemców. Czy rzeczywiście tak było? – Nie wiadomo. Może Belgowie w ten sposób chcą się jedynie usprawiedliwić.
Belgowie wprowadzili w swojej kolonii karty identyfikacyjne. Każdy mieszkaniec Rwandy, na podstawie koloru skóry oraz wymiarów niektórych części ciała m.in. nosa, został „przyporządkowany” do jednej z dwóch grup. Tutsi stanowili mniejszość (Hutu – 85% wszystkich mieszkańców Rwandy, Tutsi – 14%). Belgowie od samego początku faworyzowali Tutsi, dzięki czemu mieli oni wiele przywilejów m.in.: mogli się kształcić, korzystać z opieki zdrowotnej, pracować, a przede wszystkim zarządzać krajem. Hutu byli ludźmi drugiej kategorii. Segregacja ta sprawiła, że obie grupy znienawidziły się jeszcze bardziej.
Belgowie cały czas rozdrapywali stare rany oraz podsycali nowe konflikty między Hutu i Tutsi. W 1959 roku, Hutu w końcu się zbuntowali i obalili rządy Tutsi. W kraju wybuchła woja domowa, w wyniku której Rwanda uzyskała niepodległość w 1962 roku. Władzę przejęli liczniejsi Hutu. Część Tutsi, w obawie przed zemstą, uciekło do sąsiednich krajów.
Niepodległa Rwanda była niestabilna gospodarczo i politycznie. Wyniszczona licznymi konfliktami nie miała pieniędzy na odbudowę. Władze i media non stop podsycały nienawiść do Tutsi. W jednej z kigalijskich gazet [Kigali jest stolicą Rwandy] opublikowano „10 przykazań Hutu”. Jedno z nich brzmiało: „Hutu nie powinien dłużej litować się nad Tutsi”. Każdy szanujący się Hutu musiał przestrzegać tych zasad.
Tutsi również nie próżnowali. Tworzyli organizacje paramilitarne w sąsiednich krajach. Największa z nich nazywała się Rwandyjskim Frontem Patriotycznym (FPR). Jej celem było odzyskanie utraconej przez Tutsi władzy w Rwandzie.
W 1990 roku, stacjonujące w Ugandzie oddziały FPR wkroczyły do Rwandy. Wybuchła kolejna wojna domowa. ONZ nie chciało eskalacji konfliktu, dlatego po 3 latach walk zmusiło obie strony do zawarcia rozejmu, na mocy, którego FPR dostało północną część kraju, natomiast południe wraz ze stolicą przypadło Hutu. ONZ wysłało do Rwandy swoich żołnierzy – mieli pilnować, czy obie strony przestrzegają warunków pokoju. Misję nazwano UNAMIR.
Sytuacja w Rwandzie była napięta. Powołanie tymczasowego rządu nic nie zmieniło, a nawet pogorszyło, gdyż Hutu stanowili większość w rządzie. Wykorzystywali ten fakt i notorycznie łamali warunki pokoju – robili co chcieli, a Tutsi przyglądali się temu bezradnie. Hutu rośli w siłę. W tajemnicy przed UNAMIR-em gromadzili broń, a ich bojówki rekrutowały coraz więcej osób. Jedna z nich stała się szczególnie niebezpieczna – Interahamwe (Walcząc razem).
W radiu, które było głównym źródłem informacji w kraju, cały czas szykanowano Tutsi. Publicznie wyzywano ich od karaluchów, kolaborantów i krwiopijców. Zastanawiano się, co z nimi zrobić. Prym w szerzeniu nienawiści wiodło radio RTLM, nazywane również „radiem maczeta” lub „radiem nienawiści”. Tutsi byli oskarżani o wszystkie zbrodnie. Dochodziło do częstych prowokacji np.: mężczyźni Hutu gwałcili i mordowali swoje kobiety, po to, żeby winę zrzucić na Tutsi. Informacje takie szybko docierały do mediów, które nagłaśniały je i nawoływały do zemsty.
6 kwietnia 1994 roku, na lotnisku w Kigali zestrzelono samolot z prezydentem (właściwie dyktatorem) Rwandy Juvénal Habyarimana na pokładzie. Pomimo, że dokładne okoliczności katastrofy nie były jeszcze znane, to szybko rozpowszechniono informację, że za zamachem stoją Tutsi (prezydent był Hutu).
Zaledwie kilka minut po katastrofie rozległy się pierwsze strzały. Hutu nie rzucili się jednak od razu do ofensywy. Czekali na znak rozpoczynający rzeź. Co nim było? Hasło – „ściąć wysokie drzewa” – wypowiedziane w radiu przez spikera. Po usłyszeniu tych trzech słów, Hutu rozpoczęli masakrę. Warto dodać, że do dziś nie ma 100-procentowej pewności kto stał za zamachem na prezydenta, większość dowodów wskazuje jednak, że zorganizowali go Hutu.
Hutu mordowali zgodnie z wcześniej przygotowaną listą (znajdowały się na niej adresy Tutsi). Lista była odczytywana na okrągło w radiu. Tutsi nie mogli uciec z kraju, gdyż wszystkie drogi zablokowano – barykady były poustawiane co kilkaset metrów. Przepuszczano wyłącznie Hutu, natomiast złapanych Tutsi zabijano na miejscu – głównie za pomocą maczet, przez co drogi, po kilku dniach, pokryły się ciałami.
Przerażeni Tutsi szukali schronienia w bazach UNAMIR-u oraz w miejscach, gdzie przebywali biali ludzie – hotele, szkoły, kościoły itp. Obiekty te obstawiali żołnierze UNAMIR-u, dlatego było w nich bezpiecznie. Niestety „oazy” te szybko się przepełniły. W niektórych obozowiskach koczowało nawet po tysiąc osób. Zaczęło brakować jedzenia, wody, lekarstw oraz drewna do gotowania. Wszystkie obozowiska były otoczone i pilnie strzeżone przez Hutu. Każdy Tutsi, który oddalił się od obozu był natychmiast schwytany i zamordowany.
Tutsi liczyli, że świat w końcu zareaguje i zapobiegnie dalszemu rozlewowi krwi. Ucieszyli się bardzo, gdy do obozów, w których koczowali wjechały ciężarówki UNAMIR-u. Sądzili, że zostaną nimi przetransportowani w bezpieczne miejsce. Radość szybko przerodziła się jednak w histerię. Okazało się, że ciężarówki przeznaczone są wyłącznie dla ludzi białych. Tutsi tak bardzo bali się Hutu i ich maczet, że błagali żołnierzy, żeby ich zastrzelili i oszczędzili im cierpień. Oczywiście żołnierze nie mogli tego zrobić. Biali ludzie opuścili Rwandę w momencie, kiedy byli najbardziej potrzebni miejscowej ludności.
Po wyjechaniu białych, do obozów wtargnęli od razu Hutu. Nie mieli żadnych skrupułów, mordowali wszystkich po kolei. W ciągu kilkunastu minut zabili kilkanaście, a może nawet i kilkadziesiąt tysięcy Tutsi.
Symbolem ludobójstwa w Rwandzie stałą się maczeta – prawie każdy Hutu był w nią wyposażony. Uzbrojenie to było bardzo tanie (importowano je z Chin i sprzedawano miejscowym za bezcen), łatwo dostępne, a do tego niesłychanie skuteczne. Bojownicy oprócz maczet i broni palnej używali także: maczug, pał, noży, toporów oraz całej masy innego „żelastwa”.
Hutu w swych działaniach byli nadzwyczaj brutalni. Mordowali tak, aby Tutsi cierpieli jak najbardziej. Przed zabiciem znęcali się nad swoimi ofiarami okaleczając je – większość ciał pozbawiona była kończyn. Hutu traktowali wszystkich identycznie, nie oszczędzali kobiet, ani dzieci.
W czasie ludobójstwa odnotowano przerażającą liczbę gwałtów. Zgwałcone kobiety zabijano, albo robiono z nich seksualne niewolnice. Niektórym obcinano ręce, żeby w czasie napaści nie mogły się bronić.
Masakra w Rwandzie była bardzo dobrze przygotowanym ludobójstwem. Jeden z członków rwandyjskiego rządu przyznał, że o całkowitym wyeliminowaniu Tutsi dyskutowano jawnie w parlamencie. Do ONZ docierały informacje o zbliżającej się rzezi, jednak ignorowano je. Rwanda tak naprawdę nikogo nie obchodziła, gdyż była małym i biednym krajem, nie posiadającym żadnych złóż, leżącym daleko w Afryce. Nikomu nie opłaciło się jej pomagać.
29 kwietnia, kiedy zginęło już ok. 500tys. osób, na jednej z konferencji, stwierdzono, że w Rwandzie „mogło dojść do aktów ludobójstwa”. Masakry tej umyślnie nie nazywano ludobójstwem, gdyż ONZ musiałoby wtedy interweniować. Europa nie interesowała się Rwandą, gdyż żyła wojną domową w Jugosławii. Anglicy i Francuzi nie omieszkali jednak zarobić na afrykańskim konflikcie, sprzedając do Rwandy broń.
Ludobójstwo w Randzie zakończyło się w momencie, gdy wojska FPR opanowały większą część kraju wraz ze stolicą – Kigali. Masakra trwała prawie 100 dni, od 6 kwietnia do lipca. Według szacunków zginęło w niej od 800tys. do ponad 1mln osób. Bez wątpienia jest to jedna z największych tragedii jakie rozegrały się po II wojnie światowej. Koniec ludobójstwa nie oznaczał jednak zakończenia walk między Tutsi, a Hutu. Konflikt przeniósł się do krajów sąsiednich i doprowadził między innymi do wojny domowej w Kongo i w Burundi.
Na koniec, warto wspomnieć, że nie wszyscy Hutu mordowali swoich rodaków. Niektórzy pomagali im narażając własne życie (takich Hutu traktowano na równi z Tutsi). Jednym z bohaterów rwandyjskiego konfliktu został Hutu – Paul Rosesabagina, który w czasie ludobójstwa pracował w prestiżowym Hotelu Milles Collins (Francuzi nazywali Rwandę Krajem Tysiąca Wzgórz). Hotel należał do Francuzów, dlatego otoczony był specjalną ochroną UNAMIR-u. Pomimo braku wolnych miejsc, Paul nikomu nie odmawiał schronienia. Dzięki jego znajomością, Hutu nie wtargnęli na teren hotelu po ewakuacji białych. Uratował w ten sposób blisko 1300 osób, zarówno Tutsi, jak i Hutu. Historia Paula i jego hotelu przedstawiona została w filmie pt. „Hotel Rwanda”.