A może byśmy tak, Najmilsi, wpadli na dzień do… Ostrowa

Wakacje dają większą szansę, by zerwać z ksenofobią. Rozglądamy się po świecie, po kraju, po okolicy już trochę dalszej niż nasza. Po powrocie konfrontujemy, konserwujemy zdobytą wiedzę, wdrażamy … I właśnie teraz Redakcja „Gazety Kleczewskiej” otrzymała zaproszenie na 3-dniowe gościnne study press (28 – 30.07.) do Powiatu Ostrowskiego.

Po kolei. Żeby spotkanie gospodarzy z dziennikarzami mogło dojść do skutku, potrzeba, rzecz jasna, poza inicjatywą rozpisaną na szczegółowy plan działań, bazy lokalowej i fundatorów przedsięwzięcia. Z punktu widzenia działań marketingowych, mimo pozornych doczesnych „strat”, zamierzenie, jeśli nie natychmiast, to w najbliższej przyszłości powinno być zyskowne. Zamierzenie, którego realizacja wprawiła w podziw dziennikarską brać.

Reportażową opowieść o powiecie z siedzibą w Ostrowie Wielkopolskim zamierzam poprowadzić tak, by mogli Państwo zapragnąć, może jeszcze tego lata, „wpaść na dzień do … Ostrowa”. Będzie to opowieść z tezą lub, ktoś powie, tendencyjna. Dla mnie po prostu emocjonalna.

Do rogatek powiatu z miejsca naszego zamieszkania jest, bagatela!, ok. 80 km, do 1,5 godz. jazdy samochodem przy wzmożonym ruchu (droga na południe przez Konin – Kalisz, niestety, mocno uczęszczana). Więc najpierw Nowe Skalmierzyce. Tu zatrzymam się na dłużej, bo też pobyt w tej miejscowości zapadł mocno w pamięci. Głównym pretekstem zaproszenia tutaj było otwarcie hotelu, którego obecność w mieście niewiele większym od naszego niewątpliwie dodaje estymy. Hotel „Lazur”, bo o nim mowa, to nowoczesny, komfortowy obiekt z życzliwą obsługą. Ma do dyspozycji 17 miejsc noclegowych w 10. wygodnych pokojach jedno- i dwuosobowych, posiada też klimatyzowaną salę – doskonałe miejsce do zorganizowania bankietu, spotkania firmowego oraz różnego typu imprez okolicznościowych. I jeśli w podróży dla nas tak nieodległej nocleg nie jest konieczny, to niepodobna nie zajrzeć do restauracji, która znajduje się tuż obok hotelu. Doskonała kuchnia firmowej restauracji i hotel są własnością Spółdzielni Mleczarskiej „Lazur”. Spółdzielnia ma 77-letnią tradycję a przeżywszy „dwie siekierki”, jak mówi ludowe porzekadło, nie musi już niczego się obawiać. Apetyty na firmę mają różne kapitały, ale dzięki polskim skalmierzyckim rolnikom udaje się wybronić od „obcych”. Najpierw było tu zawsze doskonałe mleko, potem znakomity twaróg, „po nowemu” „Lazur” gospodaruje od lat 90. Zarządowi prezesuje Zenon Michaś, rolnik, jak i pozostali właściciele spółdzielni (74 producentów). I to właśnie pan Prezes zorientował produkcję na ser z przerostem niebieskiej pleśni. Nie była to decyzja łatwa; konkurentów było wówczas trzech (z groźnym Grębocinem pod Toruniem, który jednak dziś jest w stanie upadłości) a kultura smakowa polskiego społeczeństwa na sery pleśniowe reagowała opornie. Tymczasem „Lazur” dwukrotnie był liderem edycji „Teraz Polska”, nie mówiąc o długiej liście zasług w konkursach międzynarodowych. Moja prywatna już rekomendacja skalmierzyckiej restauracji poparta jest degustacją potraw tak znakomitych dla podniebienia, iż o słowa trudno: doskonałe mięsa w sosach serowych, ryby w otoczce serowej, sałatki z domieszką sera, nie mówiąc o serniku (tak, słodki sernik na bazie sera pleśniowego!). Lokal położony jest centralnie, nie zbłądzi nikt na trakcie kalisko – ostrowskim. Bardzo przyjemne wnętrze restauracji może być miejscem romantycznej kolacji, spotkania rodzinnego lub zaproszeniem na biznesowy lunch. Nie ucierpi też na pewno portfel konsumenta. Smakowałam potraw myśląc, jak zaadaptować pomysły we własnej kuchni, oczywiście na bazie serów „Lazur”, dostępnych w sklepach w szerokiej ofercie: „lazur kremowy”, „błękitny aksamit”, „błękitny w oleju”, „perłowy”, „turkusowy”, „srebrzysty”, „złocisty”. Puenta do tego fragmentu relacji nie ma mieć jednak wydźwięku konsumpcyjnego – najwspanialsze odkrycie tego miejsca to ludzie, rewelacyjni gospodarze na swoim, znakomicie pomysłowi, tak bardzo zeuropeizowani, jak tylko można sobie wyobrazić sen o unijnym nowoczesnym rolniku.

Zasadnicze spotkanie z Powiatem miało swój czas w sobotę, 29.07. Nasza dziennikarska ekipa z różnych zakątków kraju podróżowała busem pod baczną i profesjonalną opieką starosty Włodzimierza Jędrzejaka, rzecznika prasowego starostwa Beaty Klimek i pod szefostwem naszego branżowego prezesa Marka Traczyka ze Stowarzyszenia Polskich Mediów.

Wizyta w ostrowskiej strażnicy, dla mnie – laika tak interesująca, ależ dostarczyłaby emocji naszym strażakom. To obiekt najnowocześniejszy w Wielkopolsce, z imponującym usprzętowieniem i centrum dowodzenia strategicznego.

Na lotnisku w Michałkowie marzenia mogą być skrzydlate; tu, w Aeroklubie Ostrowskim, sympatycy szybownictwa i spadochroniarstwa mają co rusz swoje atrakcje. Właśnie w czasie naszej wizyty odbywały się zawody krajowe. Z tego też względu wycieczka podniebna, wcześniej dla nas wyjątkowo projektowana, nie doszła do skutku. Niestety, odkąd weszliśmy do UE, nie ma tu lotów turystycznych. Ze słów dyrektora obiektu wnoszę, iż powodem jest niedostateczna jeszcze obsługa techniczna. Lotnictwo więc ma w Michałkowie przede wszystkim aspiracje szkoleniowe.

Ostrowski szpital powiatowy, oglądany dość pospiesznie, cieszy się dobrą sławą z uwagi na centrum dializ, a może bardziej jeszcze ze względu na oddział noworodkowy pod auspicjami Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Ale mimo iż widać tu skuteczne starania władz ostrowskich w pozyskiwaniu środków na modernizację obiektu, jakoś nikogo nie zapraszam na szpitalne korytarze.

Wieś Sobótka to znowu gratka dla rolników. Pokazano nam, warto by i im, wzorowo prosperujące gospodarstwo rolne, nastawione na hodowlę bydła i hodowlę roślin. Siedzibą Spółki w Sobótce jest piękny obiekt pałacowy, nad którym pieczołowitość roztaczają sami pracownicy.

Rekreację i krzepienie ciała jadłem zaproponowano nam podczas tej objazdowej sesji w Góreczniku (ze stawami rybnymi, wędzarnią ryb, mini zoo i pięknymi naturalnymi plenerami), w Pałacu Myśliwskim Książąt Radziwiłłów w Antoninie (gdzie grywał młodziutki Fryderyk a teraz muzykują wytrawni pianiści podczas międzynarodowych festiwali „Chopin w barwach jesieni”) i na koniec w głuszy leśnej – w leśniczówce Klady; gzik, kiełbaski, świeżo pieczony chleb i ogórki kiszone znakomicie smakowały po przejażdżce na  bryczkach i w siodle. Próbowałam wyobrazić sobie to miejsce oczyma grzybiarza. Grzybne Eldorado! Zresztą powiat ostrowski w 28% to tereny leśne, znane z wielkiej plenności pleśni grzybnej.

Opowiadam tu o miejscach, gdzie warto udać się w poszukiwaniu ciszy i znakomitej strawy. Dla spragnionych miejskich deptaków, kamieniczek, kawiarń i gwarnych pubów najlepszym zaproszeniem będzie sam Ostrów Wielkopolski, z całym dziedzictwem 600-letniej historii i z nowoczesną estetyką.

Ta wyprawa, niejako staccato, nie przetarła wszystkich dróg ostrowskich. Liczę na Państwa entuzjazm dla miejsc, które odwiedzić trzeba koniecznie i dla tych dyskretnie pochowanych w gminach powiatu (tu westchnę do architektury sakralnej – miniaturowe drewniane stare kościółki, ale i perły baroku, jak np. w Ołoboku pocysterski klasztor).

Zapamiętałam słowa kolegi Prezesa SPM: Najpiękniejszą reklamę powiatowi zrobili włodarze. I nie poprzez wyliczankę swoich zasług. Prawdziwą umiejętnością jest scedowanie zasług na mieszkańców, którzy w swojej Małej Ojczyźnie dokonują rzeczy godnych rozsławienia już w Tej Dużej.

Ewa Matyba

Podziel się tą wiadomością ze znajomymi:

Zobacz także:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *